Kościół w Warnołęce
Kościół pw. św. Huberta w Karsznie
Historia
Karszno (do 1945 r. niemieckie Albrechtsdorf), dawna wieś, obecnie dzielnica Nowego Warpna na Równinie Wkrzańskiej. Osada położona na wschodnim brzegu Jeziora Nowowarpieńskiego, na skrzyżowaniu dróg prowadzących do Nowego Warpna i Trzebieży (droga wojewódzka nr 114), z drogą powiatową do Dobieszczyna.
Kościół zbudowany w 1793 roku w konstrukcji szkieletowej drewnianej z ceglanym wypełnieniem pól międzyryglowych. Pod koniec XIX wieku rozbudowany przy użyciu cegły. Wieża ceglana również z tego czasu. Do 1945 roku świątynia protestancka. Po II wojnie światowej nieużytkowany, zrujnowany. W latach 1994-1996 odbudowany. Wnętrze posiada strop płaski, drewniany, dach dwuspadowy. Wyposażenie kościoła stanowią drewniany ołtarz, stojące rzeźby, a także liczne trofea myśliwskie.
W prezbiterium znajduje się ołtarz rzeźbiony w drewnie dębowym przez byłego burmistrza Grzegorza Torbe i jego córkę Marię. Bezpośrednio przy ołtarzu, po prawej stronie, ustawiono figurę Chrystusa Frasobliwego – dłuta Mieczysława Gołucha z Makowa Podhalańskiego. Przed ołtarzem, po prawej stronie, kolejna figura patrona myśliwych - św. Huberta głaszczącego jelenia, dłuta Władysława Mizielińskiego z Karszna.
Św. Hubert patronuje w tej świątyni myśliwym z Koła Łowieckiego „Bór”.
Kościół został poświęcony 25 VII 1998 roku, odpust jest obchodzony 3 listopada, w dniu patrona, św. Huberta. Obok Warnołęki i Podgrodzia jest jednym z trzech kościołów filialnych parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Nowym Warpnie.
Patron kościoła
Św. Hubert, Hubertus urodził się w 655 roku w Gaskonii, potomek królewskiego rodu Merowingów. Pełnoletni Udaje się na dwór króla Frankonii, gdzie poślubia córkę Pepina z Heristal. Miał z nią syna Floriberta, późniejszego następcę na biskupstwie Liege. W roku 695 polując w Górach Ardeńskich, w Wielki Piątek, napotkał białego jelenia z promieniejącym krzyżem w wieńcu. Ten przemówił prosząc go o darowanie mu życia. Po tym zdarzaniu zaniechał łowiectwa i oddał się służbie Bogu. Miał wtedy usłyszeć głos Stwórcy ostrzegający go za jego niepohamowaną pasję i nakazujący mu udać się do Lamberta - biskupa Maastricht - Tongres. Przejęty objawieniem udaje się do biskupa. Studiuje wiedzę kanoniczną i prowadzi działalność misjonarską w Ardenach i Brabancji. Po śmierci Biskupa Lamberta w 704 lub 705 roku, z rąk papieża Sergiusza otrzymuje sakrę biskupią. Jako biskup nieustannie przemierza pogańskie wioski i miasta. Odnosi wiele sukcesów w zjednywaniu ludzi dla wiary. Około roku 717 przenosi stolicę biskupstwa do Leodium (Liege). Zmarł 30 maja 727 roku w swej rezydencji w Teruneren. Pochowany w kościele Św. Piotra w Liege. Za doczesne zasługi w krzewieniu chrześcijaństwa wkrótce ogłoszony świętym. 3 listopada 743 roku przeniesiono ciało do głównego ołtarza. Okazało się wtedy, że mimo upływu czasu jego ciało nie dotknięte było rozkładem, a z grobu rozchodziła się ponoć przyjemna woń. W roku 825 doczesne szczątki Św. Huberta, przeniesione zostały do Andange, złożone w głównym ołtarzu kościoła. Miejscowość ta od tego momentu nosi nazwę Saint Hubert.
Atrybutem św. Huberta jest jeleń z jarzącym się krzyżem pomiędzy tykami wieńca. Jest patronem myśliwych i leśników, a także strzelców, sportowców, kuśnierzy, matematyków i jeźdźców. W tradycji ludowej czczony jest także jako patron lunatyków i chorych na epilepsję. Przypisuje mu się też szczególne orędownictwo w wypadkach wścieklizny.
Historia Karszna i kościoła
Prawdopodobnie kościół został wzniesiony w drugiej połowie XVIII wieku. Potwierdza to data na chorągiewce wieżyczki kościoła - 1793. Brak informacji, aby były tu wcześniej inne świątynie.
Mirosław Tokarski
W 1766 roku Karszno (wówczas Albrechtsdorf) zakupił (za sumę 20 tys. talarów) Gotthilf Christian von Enckevorth z Vogelsang, który przekształcił dobra w alodium (własność dziedziczna, wolna od wszelkich zobowiązań i ciężarów feudalnych) oraz rozbudował zespół folwarczny. W tym też czasie został wybudowany kościół.
Była to niewielka, bezwieżowa, świątynia salowa z absydą ulokowana prawdopodobnie na miejscu cmentarza epidemiologicznego.
Świątynia została poddana remontowi i przebudowie pod koniec XIX wieku. Prace odbywały się pod patronatem ówczesnego właściciela majątku Alberchta von Enckevorth, który w pobliżu wybudował neorenesansowy pałac (1898 rok).
W kościele przemurowano szczyt zachodni oraz dostawiono murowaną wieżę z ryglowym hełmem. Cegła na wieżę pochodziła z cegielni "Phillipenhof" (tak jest sygnowana). Dostawiono też ryglowy aneks przy absydzie, wymieniono pokrycie dachowe i otynkowano wnętrze.
Kościół był bardzo skromnie wyposażony. Inwentarz H. Lemcke'go z początku XX wieku wymienia dwa lichtarze ołtarzowe, mosiężne, o XVIII wiecznej metryce oraz malowany pod emporą herb rodziny von Enckevorth.
Wokół kościoła znajdował się cmentarz z grobowcami członków rodziny właściciela majątku. Do 1945 roku była to świątynia ewangelicka, podległa parafii w Nowym Warpnie.
Po II Wojnie Światowej, kościół był nieużytkowany i popadł w ruinę. Stanowił własność Skarbu Państwa. W roku 1965 został wpisany do rejestru zabytków.
Walory zabytku przyczyniły się do tego, że podejmowano próby rewaloryzacji obiektu i zaadoptowania go na muzeum, bar kawowy lub restaurację z dostawionym skrzydłem. Jednak planów tych nie zrealizowano.
W roku 1990 kościół został przekazany parafii rzymskokatolickiej w Nowym Warpnie i przeznaczony do odbudowy.
Dzięki wielkiemu zaangażowaniu ówczesnego proboszcza parafii księdza Krzysztofa Tracza, w latach 1994-1996 przeprowadzono remont kapitalny pod nadzorem służb konserwatorskich.
Poświęcenia kościoła dokonał ks. bp Jan Gałecki w dniu 25 lipca 1998 roku. Patronem został św. Hubert, a opiekę nad kościołem roztoczyło Koło Łowieckie "Bór".
Odbywają się tutaj dwa razy w roku, w miesiącach wakacyjnych, różnorodne wystawy malarskie i fotograficzne, dla których surowe belki muru pruskiego stanowią naturalne tło. W tej niezwykłej scenerii rozbrzmiewają także występy chórów.
Jest to niewielka, orientowana, wiejska świątynia salowa z czworoboczną absydą wzniesiona w tradycyjnej technice ryglowej (prawdopodobnie z drewna dębowego), z ceglaną wieżą od zachodu, o oryginalnej formie architektonicznej i wysokich walorach zabytkowych.
Kościół zlokalizowany jest przy wjeździe do Nowego Warpna, około 100 m od skrzyżowania dróg na Trzebież i Dobieszczyn. Świątynia jest osadzony na ceglanej podmurówce. Ściany konstrukcji ryglowej, z ceglanym wypełnieniem (cegły ręcznie wyrabiane). Szkieletem konstrukcji jest osiem słupów, rytmicznie rozłożonych na każdej długiej ścianie. Osadzone w podwalinie, górą spięte oczepem i połączone trzema poziomami rygli. Absyda o konstrukcji ryglowej, dwukondygnacyjna. Do północnej ściany absydy dostawiony ryglowy aneks. Więźba dachowa oryginalna o XVIII-wiecznej metryce, o konstrukcji krokwiowo-jętkowej z płatwiami pośrednimi i ukośnymi podporami stolcowymi. Hełm wieży o konstrukcji szkieletowej, odeskowany.
Wewnątrz, w obrębie czworokątnej absydy wyodrębnione prezbiterium, z arkadowym otwarciem w stroną przyziemia wieży. W obrębie kruchty ustawiona drewniana pseudoempora (w połowie dolnej kondygnacji), z otwarciem w kierunku nawy i schodami na wyższą kondygnację. Ściany z odsłoniętym szkieletem konstrukcyjnym i tynkowanymi fachami. Stropy drewniane i bejcowane, posadzka ceglana.
Wystrój świątyni nawiązuje do patrona św.Huberta. Ołtarz liturgiczny z drewna w formie konara na nim krzyż z poroża jelenia, rzeźby z pnia przedstawiające Jezusa ukrzyżowanego oraz św. Huberta z jeleniem. Na ścianach liczne poroża. Do siedzenia służą proste wyciosane z bali ławy.
Kościół ma kubaturę ok 650 m3, powierzchnia zabudowy to 84,2m2, a powierzchnia użytkowa świątyni 71,9 m2.
Reasumując...
Miasto Nowe Warpno, zwane z niemiecka Neuwarp, położone jest Zalewem Szczecińskim i Jeziorem Nowowarpieńskim. To malownicze miasto ze średniowiecznym rodowodem i XV-wiecznym kościołem należy do dekanatu Police w archidiecezji Szczecińsko - Kamieńskiej. W pisanych źródłach historycznych kościół wymieniany jest już w 1267 roku przy informacji o przynależności do klasztoru na wyspie Uznam. Miasto, w tym świątynia płonęło wiele razy, w latach 1442, 1491, 1555 i 1692. Dla roku 1491 istnieje wzmianka, iż budowlę odbudowano w formie mniejszej niż ówczesny ratusz miejski. Dziś sytuacja jest odwrotna, co sugeruje, iż obecny budynek nie jest wersją architektoniczną z końca XV wieku. Badacze domniemają, że najprawdopodobniej dom boży wybudowany został w dzisiejszym kształcie około roku 1556. W 1692 roku na pewno spłonęła wieża wraz z dachem, które to usterki naprawiono w ciągu dwóch lat. Zdobywający szybko przewagę na Pomorzu Zachodnim protestanci przejmują świątynię, o którą dbają aż do czasów II wojny światowej. Po ustaniu działań militarnych i zawarciu pokoju katolicy przejmują budynek, który został poświęcony dnia 15 sierpnia 1946 roku.
Pierwotnie kościół był salą z trójbocznie zamkniętym prezbiterium i wejściem na ścianie zachodniej. W panoramie miasta widoczna jest ceglana wieża. Ta kamienno - ceglana wieżyca dzwonna wybudowana na planie kwadratu od strony zachodniej. Wieńczy ją spiczasty dach z kulą i krzyżem na szczycie. Od strony północnej do budynku dobudowana została zaś zakrystia. Na ścianie południowej umieszczono wejście główne do środka świątyni. Kościół ze szkarpami oraz ostrołukowymi oknami posadowiony jest na kamiennym cokole i nakryty dwupołaciowym, jednokalenicowym dachem.
Wnętrze świątyni z dwoma rzędami ławek w nawie głównej przykrywa strop płaski. Na jasnych ścianach wyróżniają się piękne, drewniane okna. Od zachodu uwagę zwraca empora muzyczna z organami. Prezbiterium niemal łączy się z nawą dla wiernych, jednak na przecięciu tych dwóch stref ustawiono ambonę dla głoszenia Słowa Bożego. W centrum prezbiterium przepiękny obraz ze sceną Ukrzyżowania.
Duszpasterzem dbającym o wspólnotę wiernych i kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Nowym Warpnie jest ksiądz proboszcz Stanisław Drewicz.
Opowieść Siegfrieda z Hansfelde o kościółku w Karsznie
Kiedy zostałam poproszona przez Księdza Proboszcza o napisanie legendy o kościele w Nowym Warpnie – Karsznie, to na myśl przyszły mi gawędy krążące wśród miejscowych o dziwnych odczuciach niektórych osób przebywających w tym kościele. Postanowiłam więc dopytać dokładnie, osobę, która wie o tym „ z pierwszej ręki” i tak trafiłam do Pana Siegfrieda z Hansfelde.
Wspomnienia spisała, w listopadzie 2014 roku Barbara Sowińska-Adamczyk Barbara Sowińska-Adamczyk
Zacznę od tego, wspomina Pan Siegfried, że moja rodzina przed wojną mieszkała w Hansfelde niedaleko Pasewalk. Ojciec był Niemcem, ale żony, pierwszą, a po jej śmierci drugą, miał Polki. Był dzierżawcą wielkiego, 400 hektarowego majątku oraz ojcem licznej gromadki dzieci.
Z wczesnego dzieciństwa, które przypadło na lata trzydzieste przypominam sobie, że przez gospodarstwo przewijało się wiele robotników sezonowych. A w czasie wojny zwożono pracowników przymusowych z centralnej Polski. Kobiety przyjeżdżały nawet z dziećmi, z którymi ja i moje rodzeństwo bawiliśmy się razem, w czasie kiedy ich matki ciężko pracowały przy krowach, przy żniwach, zbieraniu ziemniaków czy buraków cukrowych. Nie muszę chyba mówić, że była to praca bardzo ciężka, od której bolały stawy, a szczególnie plecy. Aby robotnice mogły wydajnie pracować musiały jakoś pozbyć się dokuczliwego bólu pleców. Był na to przedziwny sposób...
Z tamtych przedwojennych i wojennych lat pamiętam m.in. taki obrazek. Ojciec karze udekorować girlandami wozy, a na nich usadawiają się odświętnie ubrane kobiety i wyjeżdżają z zabudowań folwarku. Pytam matkę, dokąd one jadą. I słyszę odpowiedź, że: Wozami dojadą do pobliskiej stacji kolejowej, a w Stoven (Stobno), przesiądą się do pociągu jadącego do Neuwarp (Nowego Warpna) i wysiądą w Albrechtsdorf (Karsznie), aby udać się do tamtejszego ewangelickiego zboru.
Zdziwiłam się, po co tak daleko jadą i, jak to dziecko, pytałem dalej. Więc matka wyjaśniła mi, że w tym zborze jest miejsce, które leczy ból. I kobiety udają się tam, aby stanąć na zewnątrz ściany, za którą znajduje się ołtarz. Odczuwają wtedy mrowienie idące od nóg w górę ciała i dolegliwość w plecach ustaje na kilka dni, a nawet na dłuższy czas.
Po wojnie nasza rodzina sprowadziła się do Polski i zamieszkała koło Choszczna. Pamięć dziecka jest bardzo trwała, więc kiedy jako dorosły człowiek zjechałem w te nowowarpieńskie strony, to postanowiłem sprawdzić na sobie prawdziwość zasłyszanego niegdyś rodzinnego przekazu.
Trzeba wspomnieć, że w owym czasie kościół w Karsznie był poddany gruntownej renowacji, gdyż po 1945 roku nie funkcjonował i popadł w ruinę. I dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy proboszczem był ksiądz Krzysztof Tracz, zaczęto go remontować.
Pewnego dnia, od rzeźbiarza, który wykonywał nowy ołtarz z drewna pożyczyliśmy klucz od kościoła i w nocy poszliśmy za znajomą z Karszna, aby stanąć w rogu prezbiterium i odczuć to niecodzienne zjawisko. Rzeczywiście po chwili stania w milczeniu poczułem mrowienie w nogach i jakieś dziwne uczucie jakby unoszenia, a poczucie lekkości towarzyszyło mi jeszcze przez kilka następnych godzin.
Natomiast znajoma początkowo nic nie odczuła. Ale chodziliśmy do remontowanego kościoła jeszcze około dziesięciu razy i za którąś próbą ogarnęło ją mrowienie i to tak silne, że zaczęła krzyczeć: „Czuję jakby czyjeś ręce dotykały mnie w wielu miejscach na raz”.
Na jeden z takich seansów zabrałem ze sobą kilkunastoletnia córkę, ale ona odczuwała jedynie wieki strach i kurczowo trzymała się mojej ręki; nie była też w stanie wyciszyć się. Co dla mnie najlepsze, uporczywy ból kręgosłupa, po tych „zabiegach” rzeczywiście ustał i to na wiele, wiele lat.
Trudno powiedzieć, co za zjawisko fizyczne, czy paranormalne tam zachodzi. Jedni mówią, że to „żyła wodna” inni, że to „czakram, taki jak w katedrze na Wawelu”..., a jeszcze inni, że to „po prostu działa silna autosugestia”.
O tym, że nie jest to jedynie sugestia może świadczyć fakt, że podczas remontu jeden z pracowników, kiedy w czasie przerwy śniadaniowej przysiadł w rogu kościółka, nagle odczuł silne mrowienie nóg i jakby unoszenie. Ciężko przestraszony powiedział kolegom, że: „Tu są duchy, coś straszy! Od jutra nie przychodzi na budowę”. I rzeczywiście, więcej nie przyszedł. Zdarzenie miało miejsce, kiedy jeszcze o występującym tu niewytłumaczalnym zjawisku nikt z okolicznych mieszkańców nie wiedział, więc zapewne i ów człowiek nie mógł się tego spodziewać.
Przypominam też sobie, że kilkanaście lat temu ukazał się w Kurierze Szczecińskim reportaż małżeństwa, które odwiedziło kościół w Karsznie i opisało występujące w nim działanie tych energii. Mieli też zamiar podróżować po świecie i opisywać podobne miejsca związane, jak domniemywali, z występowaniem czakramów. Niestety nic mi nie wiadomo o ich dalszych poszukiwaniach – kończy swą opowieść Pan Siegfried.
P.S.
Czyżby trzysta lat temu celowo wzniesiono wiejską świątynkę o ryglowych ścianach, na miejscu o wyraźnie paranormalnych właściwościach?